Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
2240
BLOG

Demokracja nie jest bogiem

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 72

Demokracja nie jest bogiem dla bogobojnych ani dla tych, którzy bogów się nie boją. Jeśli głosowanie w jakiejś sprawie okazuje się mniej skuteczne od niegłosowania, to głosować nie należy, bo tylko tak można pozostać w zgodzie z własnym sumieniem i dokonać dobrego wyboru. Ci, którzy utożsamiają demokrację z wrzuceniem głosu do urny, mylą istotę z narzędziem, popełniają ten sam błąd, który swego czasu cynicznie wykorzystał Hitler, używając narzędzi demokracji przeciw niej samej.

Istotą demokracji nie jest powszechność praw wyborczych ani rządy większości parlamentarnej. Demokracja wzdryga się przed oligarchą i źle znosi rządy mniejszości, ale czasem się na nie godzi. Starożytne Ateny, ostoja demokracji, przyznawały prawa wyborcze jedynie obywatelom, niewielkiej mniejszości społeczeństwa złożonego głównie z metojków i niewolników.

Istota demokracji polega zatem na czymś innym. Jest nią wola polityczna oparta na racjonalnym argumencie, w tworzeniu którego uczestniczyć mogą wszyscy, także ci pozbawieni praw wyborczych. Bez szerokiego społecznego dyskursu demokracja nie ma zatem sensu. Bez głosownia ma się nieźle przez większą część roku.

Oczywiście, tę kulturową definicję „rządów ludu” można sprowadzić do absurdu, argumentując, że nie tylko osoby pozbawione praw publicznych, ale nawet silna opozycja zgromadzona w parlamencie niewiele może wobec ugrupowania, które w danej chwili zdobyło polityczną przewagę, nadto sympatię mediów i estabilishmentu. W rzeczywistości to zastrzeżenie jest pozorne, odnosi się bowiem do jakości argumentacji, a nie do demokracji jako takiej. Nawet skromna, pozaparlamentarna opozycja może zmienić zachowanie elit, jeśli tylko znajdzie to, czego one nie znalazły, wiarygodny, pewny i dobrze przystający do rzeczywistości argument, bo to on jest w demokracji towarem najbardziej deficytowym. Gdyby tak nie było, rację należałoby przyznać Hitlerowi, który zastąpił publiczny dyskurs grą prymitywnych emocji, aby po wygranych wyborach, jeszcze bardziej ten dyskurs ograniczyć i zubożyć (patrz Klemperer). Kryzys niemieckiej demokracji nie polegał jednak na fatalnym rozstrzygnięciu wyborczym w roku 1933, ale na fasadowości wcześniejszego dyskursu, którego wymownym symbolem był Weimar, ciche miejsce pierwszych obrad Bundestagu, bezpiecznie oddalone od podszytych buntem ulic powersalskiego Berlina, ale i nieudane referendum antywersalskie z grudnia 1929 r., w którym prawie nikt nie wziął udziału (15% z 42 mln uprawnionych), ale które Hitlerowi przyniosło rozpoznawalność i jednomyślne poparcie (94%) tych, którzy na referendum poszli.

„Zabierz babci dowód?” Nie, zabierz babcię do Torunia! Referendum możesz sobie darować. Za rok będą wybory. Warszawa zasługuje na to, żeby ją potraktować poważnie jak Warszawę, a nie jak przystawkę do reszty Polski. Jeśli jej problemy są tak poważne, że już teraz trzeba je definitywnie rozwiązać, to nie wystarczy dać wyraz temu, że się kogoś serdecznie nie lubi. Trzeba je wszystkie przedyskutować, znaleźć argument i człowieka, który mu podoła, a tego referendum nie wskaże, bo jest wyłącznie za odwołaniem.

 

P. S.

Tekst w pierwotniej wersji (krzysztofmadel.natemat.pl) wzbudził spore kontrowersje. Nie twierdzę, że jest dobry. Ujmuje tylko jeden aspekt sprawy, moim zdaniem najważniejszy. Zwolennicy referendum mają nieograniczone prawo je popierać, uzasadniać i przekonywać nieprzekonanych, powinni jednak zrobić wszystko, że je wyposażyć w jakikolwiek program pozytywny, bo plebiscyt z programem ograniczonym do minimum i czysto negatywnym, staje się niebezpiecznie populistyczne, zwłaszcza na rok przed właściwymi wyborami. Ci, którzy to widzą, powinni się od tego odciąć.

 

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka