Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
1041
BLOG

Kartą w Kartę. Nauczyciel contra obywatel

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 39

Polityczne tańce nad Kartą Nauczyciela trwają w najlepsze niemal od chwili jej powstania (1982) i jak karnawał nieodmiennie kończą się na niczym.

Karta, bękart komunizmu, miała gwarantować względną nietykalność obolałym polskim kadrom szkolnym, kształconym po wojnie niemal wyłącznie w zideologizowanych akademiach pedagogicznych, a później rozsyłanym podług miary partyjnych zasług na wybrane przez urzędnika placówki i tam utrzymywanym w stanie stałej czołobitności względem reżymu. Karta miała to ograniczyć.

W autorytarnym państwie obrona praw ludzkich nie mogła być skuteczna ani szczera, dlatego Karta nie mówi wprost tego po co ją pisano. Zamiast jasno określać granice autonomii szkoły i nauczyciela, mówi o obowiązkach stanu nauczycielskiego, poniekąd podobnie jak czyniła osławina Magna Charta z 1215, co samo w sobie jest dowodem na anachroniczność reżymu komunistycznego, ale i naszych sposobów walki z nim. 

Karta definiuje nauczyciela najszerzej jak to możliwe, znajdując go nawet w logopedzie, wuefiście i bibliotekarce, po cichu zapewne licząc na to, że im więcej osób uda się wyjąć spod paragrafów Kodeksu Pracy autorytarnego państwa (Karta zachowuje wyższość nad tym Kodeksem), tym lepiej dla tych osób. Karta usiłuje bowiem przekonać reżym, żeby się liczył przynajmniej z nauczycielami, było nie było w zamyśle reżymu  mięsem armatnim i rezerwuarem PZPR.

Z tych samych względów obowiązki zapisane w Karcie bardziej są prawami i przywilejami niż rzeczywistymi obowiązkami, dlatego też trudno dziwić, że obowiązek pierwszy i najważniejszy każdego nauczyciela, zapewnienie możliwie najwyższej jakości usługi publicznej zwanej kształceniem dzieci, prawie wcale nie jest tam ujęty. Nauczyciele mają wprawdzie obowiązek podnosić swe kwalifikacje zawodowe, ale obowiązek ten bardzo szybko się kończy, a instrumenty oceny ich pracy i własnych kwalifikacji są więcej niż rachityczne.

Na poziomie placówki, gdzie sprawa z wielu względów powinna wyglądać najlepiej i wynikać nie tylko z czynników administrycyjnych, jedynym gwarantem jakości kształcenia jest dyrektor, a ściślej jego własne widzimisię, które przy uwzględnieniu licznych zadań dyrektora, z konieczności wygląda marnie. W praktyce dyrektor wielokrotnie częściej rozmawia z nauczycielami o problemach nauczcieli niż o sukcesach dzieci i koniecznych metoach ich powielania. Na poziomie gminy, województwa i państwa sprawa wygląda jeszcze gorzej, bo tu nawet najbardziej szumnie deklarowanym intencjom nie towarzyszy żaden realny mechanizm zarządania jakością. Do czasu nowych martur i egzaminu gimnazjalnego zarówno rodzic, jak i publiczny regulator mógli ocenić jakość szkoły i nauczyciela wyłącznie na podstawie zasłyszanych opinii, a przecież i dzisiaj wszystko się kończy na plotkach. 

Dzięki Karcie obijanie się w pracy, marne wyniki, a nawet kary sądowe nie są polskim nauczycielom straszne, a żden sukces i żadna tytaniczna praca nie przekłada się tu na lepsze pensje, bo dzięki Karcie nie musi, Karcie wystarcza staż, wysługa lat i rubryki wypełnione tym, co i tak każdy musiał wypełnić. Jedyną nagrodą dla kreatywnych i pracowitych pozostaje osobista satysfakcja, wcale nie mało jak na zawód z powołaniem, problem w tym, że osobista satysfakcja nielicznych to o wiele za mało, jak na zawód, w którym bezkarne frustracje wielu każdą dorabiać na kilku etatach lub korepetycjami, za co całe społeczeństwo płaci, choć o tym nie wie, walutą najbardziej realną z realnych, czyli coraz marniejszą jakością usługi uzyskiwanej za coraz większe pieniądze.

Kartę Nauczyciela powinno się natychmiast wyrzucić do kosza i zastąpić zwyką deklaracją związkową, nie ustawą (niech związki tu konkurują), ale ponieważ ze względów politycznych trudno to zrobić, dlatego rodzice i samorządowcy powinni zrównoważyć szkodliwą Kartę Nauczyciela jakąś inną kartą, gwarantującą rodzicom prawo do dobrego wykształcenia dzieci w każdej szkole, zwłaszcza publicznej. Dokument rodem z dawnego reżymu nawet słowem nie wspomina o tym, że nauczyciel ma obowiązek uczyć coraz lepiej i w zamiać zyskiwać uznanie i jakieś realne gratyfikacje, lub tracić zgoła wszystko, w tym zwłaszcza pracę, ilekrość robi to źle. Wszystko inne nie ma większego znaczenia. Karta rodzica/opiekuna, czyli prawnego konsumenta usługi edukacyjnej, to jedno powinna stwierdzać wyraźnie, że daje każdemu prawo do dobrej szkoły, a w związku z tym do wiarygodnej oceny jakości pracy każdego nauczyciela, zaś w dalszych, bardziej szczegółowych paragrafach powinna instruować rodziców i samorządowców, w jaki sposób mogą kontrolować jakość procesu kształcenia. Ta jedna kompetencja w zupełności wystarczy, zważywszy na luki w Karcie.

W środowisku szkolnym dość powszechna jest opinia, że rodzice stanowią najsłabsze ogniwo procesu kształcenia. W szkole zjawiają się rzadko, niechętnie i często z pretensjami, a przy tym mają czelność nie wiedzieć na czym dokładnie polega przekleństwo uczenia cudzych dzieci. Z kolei rodzicie zamożniejsi, posyłający dzieci do prywatnych szkół, mają czelność wymagać zbyt wiele za bardzo mało, nadto jeszcze mniej gtowi się współpracować ze szkołą. Warto zatem spisać ich prawa i obowiązki, w także prawa i obowiązki władzy publicznej, w taki sposób, żeby pokazać ścisły i konieczny związek, jaki zachodzi między konkretnymi sposobami zaangażowania rodziców i samorządów w proces szkolny, a jakością kształcenia w konkretnej placówce.

W sens pisania ustawy (na podobieństwo Karty) nie wierzę, ale w ostateczności i tego nie można wykluczyć. Obecnie najważniejsze jest precyzyjne przedyskutowanie problemu jakości kształcenia w oparciu o konkretne przykłady jednostkowe i rozwiązania prawne. Prawie wszystkie kraje, te rozwinięte i te na drodze rozwoju, reformują intensywnie swoje systemy oświaty. W Polsce nie musimy wymyślać prochu, ale zrówno sprowadzając wszystko do niepowtarzalnej sztuki, jak nadmiernie ufając w konstruktywizm administracyjny powielimy stare błędy i zaszkodzimy naszym milusińskim. Tworzenie nowych, wieloaspektowych narzędzi oceny jakości kształcenia i realne użycie już istniejących narzędzi to pierwszy etap naprawy polskiej szkoły, a karta praw opiekuna ucznia mogłaby skutecznie ograniczć absurdy Karty chroniącej marnych nauczycieli.

 

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka