Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
8339
BLOG

Czerwone uszy Mazurka

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 200

Ilekroć ktoś wyciera sobie twarz religią, burzy się w mnie krew, ale gdy to robi Mazurek, stary kolega i katolik jak się patrzy, martwię się bardziej niż gdy to robi Palikot, dusiciel „Ozonu”.

Nowa religia wypiera starą — pisze Robert Mazurek. Starą jest chrześcijaństwo, a nową wiara w Smoleńsk — zamach lub wypadek — do wyboru, z tym że Mazurek jeszcze nie wybrał. On wie tylko, że o Smoleńsku nic nie wiadomo, więc każdy może wierzyć w co chce. Brawo! Więcej takich woluntaryzmów, a zaczniemy latać w kosmos siłą woli (Smoleńskie credo, „Rzeczpospolita” 26.11.2012).

Wiara w Smoleńsk, wbrew temu co pisze Robert, ma tylko jedną sektę pseudoreligijną, tę, która przegoniła księży spod krzyża na Krakowskim, a między paciorkami różańca schowała tyle żalu, że żaden reporter z nielubianym logo nie powinien się do niej zbliżać, bo zostanie poszczuty Grzegorzem Braunem. Po drugiej stronie takiego zacietrzewienia nie widzę, co najwyżej sztubacką, niereligijną głupotę, no ale może jestem ślepy? Tego nie wykluczam. Czekam na przykłady.

Problem Mazurka nie polega jednak na stawianiu znaku równości tam, gdzie go nie ma, lecz na ordynarnym spychaniu religii do sfery irracjonalnej. Dwa wieki temu zrobił to Schleiermacher, marny teolog, a za nim Nietzsche i Marks ze znacznie gorszymi konsekwencjami niemal we wszystkich dziedzinach.

Religia nie jest tępą, bezrozumną pałką, którą można okładać po głowie tych, co wierzą w Macierewicza, Millera lub Anodinę, rzekomo ignorując rzeczywistość, ale zjawiskiem samym w sobie, w pełni racjonalnym, które w kościele, kruchcie, izdebce, a nawet na forum publicznym nie budzi większych kontrowersji, o ile respektuje własne wartości, nie wtedy jednak, kiedy jej wyznawcy urządzają sobie na ulicy adorację 24/24 pod niepoświęconym krzyżem, spod którego przeganiają własnych kapłanów, odgrażając się własnemu biskupowi. Problemem zatem jest nie to, co religia robi ze Smoleńskiem, ale wyłącznie to, co Smoleńsk robi z religią niektórych, bardzo nielicznych osób, no i tych, którzy próbują na ich zagubieniu żerować.

W sprawie samego Smoleńska Mazurek nie może mówić, że nic nie jest przesądzone, śledztwa funta kłaków warte, a Polacy jak barany muszą na oślep wierzyć albo w zamach, albo w wypadek, bo dziennikarz nawet najgłupszej gazety ma zakichany obowiązek odróżnić domysły od ustaleń podjętych pod sankcją karną, a tych w sprawie Smoleńska nie brakuje.

Raportów komisji ds. wypadków lotniczych nie może traktować tak, jakby ich nie było lub znaczyły mniej od spekulacji anonimowych osób o potrójnym zajściu nad pas i lądujących debeściakach, bo odruchowy woluntaryzm w pisaniu zawsze kończy się kiczem, a w powietrzu wypadkiem. Dziennikarz nie musi mieć doktoratu z fizyki ani specjalistycznej wiedzy z siedmiu dyscyplin, wystarczy, że zapyta pierwszego z brzegu specjalistę, który choć raz w życiu należał do zespołu badającego katastrofy lotnicze, co myśli o Macierewiczu, Szuladzińskim, Biniendzie i Nowaczyku, którzy nigdy takich zdarzeń nie badali, i o ich publikacjach naukowych na ten właśnie, konkretny temat, których dotąd nikt nigdzie nie widział.

A jeśli ów dziennikarz tego wszystkiego nie potrafi, to niech przynajmniej nie zrzuca wszystkiego na religię. Nie żądam od niego wielkiej wiedzy ani wiary. Wystarczy, że przestanie kopać innych po kostkach i przeczyta raport zanim o nim napisze.

Redaktor Stanisław Janecki zaćwierkał mi wczoraj: „Znam kilkudziesięciu obecnie profesorów i redaktorów w PL, którzy po śmierci U. Meinhof [założycielka terrorystycznej Frakcji Armii Czerwonej] płakali i mówili, jak słuszne były te bomby. I co? Nic” (@St_Janecki).

Brawo! Marksiści zgłupieli za młodu nieprzytomnie, więc my na starość zrobimy to świadomie, z otwartymi oczami, a skoro Anodina nam nie mówi tego, co chcemy, to my na złość mamie i Anodinie uwierzymy w zamach, a wprzódy odmrozimy sobie rozum i uszy.

 

P.S. Napisałem ten tekst w przeddzień Wielkiej Rzezi w Presspublice dla naTemat.pl, a dzisiaj, kiedy czytam o 150 tys. sprzedanych egzemplarzy nagle z niczego zrobionej „W Sieci” i dodrukach, uważam, że mogę ten tekst uzupełnić i tutaj powiesić. Brawo, Hajdarowicz! Reklama dla kolegów gratis na cały świat, to piękny gest, bezcenny. „URze” od teraz do ręki nie wezmę, choćby tam pisał Masłoń z Chestertonem, co nie zmienia faktu, że z co trzecim tam wtedy, a od teraz „W Sieci” zawartym poglądem się nie zgadzam, zaś na zamach i produkcję sekt wręcz jestem pies.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka