Bronisław Wildstein wchodzi w buty uszyte przez Antoniego Macierewicza i wyzywa Polaków od sekciarzy. Jedna sekta wierzy w wypadek, a druga w zamach, z tym że ta druga wcale nie jest sektą, ale grupą bezstronnych badaczy, jak twierdzi Wildstein, prześladowanych obecnie przez zwolenników wypadku (wPolityce.pl).
Panie Bronku, pan się myli. W wypadek nie trzeba wierzyć. Był więcej niż prawdopodobny od samego początku i to nie dlatego, że ktokolwiek go sobie życzył, ale dlatego, że mgła w Smoleńsku była wtedy dwa razy gęstsza niż dzisiaj w Warszawie i Krakowie, gdzie samoloty nie lądowały ani nie startowały, a wtedy w Smoleńsku wręcz przeciwnie.
Po drugie, szczątki w Smoleńsku były rozrzucone tak jak żadna bomba nie potrafi. Wystarczy się im przyjrzeć, żeby porzucić fantazje. Samolot zszedł w niskich chmurach zbyt nisko, zaczął zaczepiać o drzewa i się rozbił. Żadna siła nie byłaby w stanie odepchnąć w lewo i odwrócić na plecy, prócz siły jego własnych skrzydeł, wtedy wytwarzających co najmiej 110 ton wektora siły nośnej, bo samolot zaczynał już się wznosić, co potwierdzają akcelerometry i wszystkie inne instrumenty.
Gdyby wybuchła tam jakaś bomba, szczątki leżałyby w osi lotu, najpierw to, co uszkodził wybuch, a potem reszta płatowca. Tam jednak nie było miejsca ani czasu na wybuchy. Straciwszy końcówkę płata, samolot stracił symetrię opływu, więc płaty pracujące pod coraz większym kątem natarcia zrobiły to, co w takiej sytuacji musiały zrobić, błyskawicznie obróciły go w lewo, odchylając tor jego lotu po paraboli, a właściwe płaskiej spirali zakończonej kraksą.
Dwie komisje opublikowały już wyniki swoich ustaleń, więc nie może pan twierdzić, że wszystkie hipotezy są prawomocne. Nie są. Żeby majaczyć o zamachu, trzeba mieć jakiś ślad w szczątkach, ich stanie, ułożeniu, danych laboratoryjnych, w zapisie paramterów w każdym z pięciu źródeł, w stanie przeszkód terenowych, no i w nagraniach dzwiękowych i relacjach świadków, a tam takich poszlak nie znaleziono. Amatorzy i specjaliści, którzy nigdy nie badali wypadków, twierdzą wprawdzie, że takie poszlaki istnieją, ale robią tyle błędów, że nikt z nimi nawet nie polemizuje.
Pan jest nie jest specjalistą, tylko dziennikarzem, więc może pan pisać co chce, ale jak mi pan nadal będzie tumanił parafian, to zostanie pan manierystą.
Komentarze